niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział:52 - Obudź się...

Dni leciały jak szalone, jeden za drugim. Jakby gdzieś się śpieszyły chociaż nikt tego nie lubi. Minęło prawie dwanaście dni odkąd Megan zapadła w śpiączkę. Cały czas mam wsparcie u boku Siostry oraz chłopaków. Wiem,że będzie dobrze,że się obudzi. Te gadania są już bezsensu. Nienawidzę tego. Kiedy ktoś mnie pociesza. Po prostu odchodzę nie zwracając na nic uwagi idąc prosto do najbliższego baru upijając się do nieprzytomności,później któryś z barmanów dzwoni pod numer wskazany przez mnie i tak w kółko. Źle robię. Bardzo. Wiem,że Megan by się na mnie pogniewała,ale Kurwa jej tu nie Ma!Nie ma nie będzie i nie wróci. Nie Harry. Źle myślisz. Boisz się. Tak tak to jednak to. Strach. Te uczucie od dawna mnie wypełnia od środka. Co jeśli się nie obudzi, jeśli straci pamięć i nie będzie mnie znać. Co jeśli przypomni sobie moment kiedy Kate otworzyła jej drzwi w samej koszuli i znowu mnie znienawidzi. Wszystko może się stać. Nikt nie powiedział,że będzie pięknie. Nikt. Faktycznie może być tylko gorzej. Jednak najbardziej się obawiam faktu,że jej znowu nie usłyszę. To najbardziej boli.- pomyślałem siedząc na polanie przy jedynym drzewie z butelką Whisky. Tu właśnie gdzieś obok mnie zakopano ciało Niall'a Horan'a. Boże jak to brzmi. Może lepiej będzie jak damy mu tytuł skurwiel. Tak właśnie... Lepiej to brzmi. Oparłem głowę o skrawek drewna widząc wychodzącą postać z lasu. Z przymrużeniem oka stwierdziłem,że znam tą osobę. Kiedy zaczęła być bliżej ujrzałem Louis'a.
- Cześć Przyjacielu.- spojrzałem na niego rzucając butelką drogiego alkoholu.
- Ile wypiłeś?- wziął łyka.
- Druga butelka.
- Stary jest dopiero dziesiąta rano.- zaczął się śmiać siadając obok. - Sto metrów od tego drzewa w prawo zakopałem Horan'a.
- Właśnie a czemu tu?
- Nie wiem. Ty mi lepiej powiedz jak tam u Ciebie? Z tego co widzę to się kiepsko trzymasz. W tym tygodniu byłem po ciebie w klubie pięć razy.
- Odczep się słaby miesiąc i tyle.
- Miesiąc? zaraz będzie,że dwa miesiące a później rok,aż umrzesz bo ci się rozpadnie wątroba od tych Whisky.
- Daj spokój.- zabrałem mu butelkę biorąc łyka.
- Czym przyjechałeś?
- Gemma mnie podwiozła.
- Do lasu? Serio?
- Powiedziałem,że idę z Tobą postrzelać w bezbronne zwierzęta. Jedyna wymówka,która wypaliła.
- Nieźle,nieźle. Kiedy ostatnio byłeś w Kasynie?
- Przecież kazałem Dave'owi i Luke'owi się wszystkim zająć.
- Dave ma własne życie a Luke ma problemy sam masz te same. I jeszcze ty ich w to zaangażowałeś. Oszalałeś?!
- Co tak się dziś czepiasz.
- Chodź jedziemy. Kurwa jesteś szefem musisz ogarnąć te biuro.
- Niech ci będzie. - wstałem z wilgotnej trawy idąc w głąb lasu.
- Gdzie stoisz autem?
- Tam przy tym parkingu.
- Zaraz do Ciebie przyjdę. - dodałem i skręciłem gwałtownie w lewo. Musiałem trochę się namęczyć aby wejść na górkę i zobaczyć to co chciałem widzieć. Kiedy byłem na miejscu odetchnąłem ze zmęczenia siadając na starym murku. Pamiętam te miejsce. Byłem tu dosyć często za życia Ojca. Zawsze tu było spotkanie jego mafiozy. Zamknąłem oczy czując ciepło dochodzące od słońca i lekki wiosenny wiatr. Pomimo tych spotkań byłem tu z Megan. Tu ją pierwszy raz pocałowałem. Odleciałem w zakątki fantazy słysząc,czując tamten dzień. Wszystko sobie przypomniałem. Co do sekundy.
"- Podoba się?
- Pięknie. Pierwszy raz widzę z tej strony stolicę.
- Tata pokazał mi to miejsce. Zawsze mówił ,że jak jest coś nie tak i chce pobyć sam to tu przyjeżdżał.
- Nie wiedziałam, że takie miejsca są jeszcze w Anglii.
- Co teraz zrobisz?
Odwrócił się do mnie a Ja pokiwałam głową.
- Nie wiem. Gorsze to co Ja powiem Alex.
- Powiedz całą prawdę.
- No nie wiem. Dwa lata temu straciła rodziców i teraz to?
- Przepraszam nie wiedziałem.- Ale coś musisz powiedzieć.
- Wiem. Ale nie wiem jeszcze co.. - Nie wiem co mam robić. Zostawiła mnie z tym wszystkim samą. - Dasz radę. Pomogę ci , jeśli zechcesz.
- Dziękuje.
Rozchyliłam wargi . Dodał ognisty pocałunek.
Całowaliśmy , całowaliśmy się aż brakowało tchu i odsunęliśmy się trochę od siebie.
- Musiałem zakończyć to co nam ostatnio przerwano.
- Czyli?
- Wtedy pod kamienicą.
Za chwilę wszystko stanie się jasne. Wszystko będę wiedzieć. Odpowiedz zaraz padnie.
- Nie będę cię oszukiwać.
Spojrzał na mnie wpatrując się prosto w oczy. Wygląda bardzo poważnie.
- Od pierwszego spotkania po prostu.. - przejechał ręką po włosach.
- Podobasz mi się.
Raptownie wstał i podszedł jak najbliżej przepaści. Podeszłam do chłopaka i złączyłam jego dłoń z moją.
- Ty mi też. - szepnęła i położyła głowę na jego ramieniu"

Otworzyłem oczy przypominając sobie,że Lou na mnie czeka na parkingu. Raptownie wstałem i zbiegłem z górki. Tyle wspomnień,aż za dużo na jeden dzień. Kiedy dobiegłem truchtem do miejsca. Usłyszałem rozmowę Tomilsona przez telefon. 
- Słuchaj zabieram go z tej polany i zaraz będziemy w Kasynie, spokojnie Gemma. - odwrócił się w moją stronę i szybkim manewrem schował iPhone.
- Czemu jej nie pozdrowiłeś?- wsiadłem do auta.
- Harry ona się o Ciebie martwi..
- Boże no. Co zaś zrobiłem.
- Spójrz na siebie! Codziennie chlejesz, nie widujesz Megan, nie jesteś w Kasynie. Wykończysz się. 
- A co Ja mam kurwa robić! Jak w tym jebanym łóżku szpitalnym leży Megan! Nie rusza się, jedynie co to oddycha. Nie mam zamiaru przy Niej prowadzić monologu czy płakać nad jej ciałem. Kurwa to jest bezsensu. Lepiej czekać z założonymi rękami,aż się wybudzi!!- krzyknąłem w jego stronę a ten tylko odjechał z parkingu.
- Masz rację.. Trzeba czekać. Dać czasu. Sorry..- odpowiedział,a Ja tylko spojrzałem na krajobraz leśny za oknem.


Minęło sporo czasu zanim dojechaliśmy pod Kasyno. Wysiadłem z auta czując mocne światło,które dochodziło z góry. Jebane słońce- pomyślałem zakrywając lewą ręką oczy.
- Widzę,że kac męczy!- krzyknął Lou otwierając mi drzwi.
- Spierdalaj..- spojrzałem na ludzi wchodząc do środka.
- Dzień dobry szefie.- spojrzałem na recepcjonistę.- Eve kawa u mnie za pięć minut. A i jakbyś słoneczko miała aspirynę to by było świetnie!- oparłem się o kawałek lady patrząc na kobietę.
- Już się robi.- odpowiedziała i odeszła wchodząc do jakiś drzwi.
Odszedłem idąc długim korytarzem widząc drzwi do swojego biura.
- Kiedy tu ostatnio byłeś? Powiedz mi!
- Niedawno. Jakoś trzy dni temu.
- A w ciągu tych trzech dni więcej się działo,niż przez miesiąc.
- Jak zwykle przesadzasz. - wszedłem do środka widząc Dave siedzącego na moim miejscu pijąc whisky z nogami na stole.
- Co tu się kurwa dzieje!?
- Oo Harry? Co tak szybko.
- Syn marnotrawny powrócił!- krzyknął Louis.
- Dajcie spokój.Złaź!- usiadłem na swoim miejscu patrząc na wielką stertę papierów.- Do lata się z tym nie wyrobię.
- No lekko.- spojrzałem z morderczym spojrzeniem na Dave,gdy do pomieszczenia weszła kobieta z kawą i tabletką.
- Proszę bardzo.
- Dzięki Eve dostajesz podwyżkę!- krzyknąłem.
- A my?
- Wy tępe łosie lepiej idźcie sprawdzić jak tam jest na dole.
- Jasne..- wyszli i jednocześnie weszła Gemma siadając naprzeciw mojego biurka. 
- Witaj siostrzyczko!- powiedziałem podpisując parę papierów popijając kawą. 
- Słuchaj dzwonili ze szpitala.- podniosłem wzrok odkładając kubek.
- Gemma mów.
- Megan się obudziła, chce cię widzieć. 
Momentalnie wstałem zakładając na siebie kurtkę. 
 - Dalej ruszaj się!
- Gdzie?
- No do szpitala! Ty dziś prowadzisz!
- Czemu?- rzucam jej kluczyki.
- Piłem kurwa!- krzyknąłem wychodząc z biura w towarzystwie Gemmy.


Czy tak czy nie - nie odpowiem Ci dziś,
Myśli nie dają spać, sen na jawie się śni,
Bo nareszcie nam los coś od serca chce dać,
Kiedy jesteś o krok zatrzymuje się czas.
I unosi Cię mój pocałunek do gwiazd
Teraz wiesz, czujesz to pierwszy raz
Jaki miłość ma smak..

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam wiernych :DDD

Podoba się? Dajemy Comentt :3

Czytamy!!! 

WIDZIMY SIĘ ---> 6-8 LISTOPADA 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz