niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział:35 - Jarmark w Holmes Chapel.

Wysiadłam z taksówki z miną "wow". Dookoła leżało po metr śniegu w Londynie jest max dziesięć centymetrów. Podałam pieniądze mężczyźnie i ruszył zostawiając mnie samą przy bramie dziadków. Wcisnęłam guzik"tzn.dzwonek". Stałam i tupałam z zimna,aż w końcu podszedł dziadek biorąc karton. Ja natomiast zabrałam ze sobą dwie największe jakie miałam walizki w domu. Wchodząc do ciepłego domku czuć było od kilometra jedzenie i to nie byle jakie a BABCI!! Mniam,mniam!! Zostawiłam swoje rzeczy i przytuliłam dziadka i następnie babcie,która stała w brudnym fartuszku od mąki.
- Jak się cieszymy,że znowu nas odwiedziłaś. A czemu sama?- Babcia jak zwykle musiała zacząć od tysiąca pytań.
- Wszystko zaraz powiem.
- To ja może pójdę po choinkę? - dodał dziadek znikając z kuchni.
- Coś się dziecko dzieje?
- Nie, to znaczy.. Nie wszystko OK.- posłałam niby ciepły uśmiech,ale wiedziałam,że Ona nie odpuści z nią nie wygrasz..
Usiadłam na krześle naprzeciw staruszki nalewając do filiżanki ciepłą kawę. Spojrzałam na Babcie,która oczekiwała wyjaśnień.
- Megan.. mów.
- Zacznę od początku.- wszystko chcę powiedzieć oprócz tej całej Mafiozy Style'sa.- Rozstałam się z Harry'm. To ci już mówiłam. No i wróciliśmy do siebie, oświadczył mi się. Ja odrzuciłam,później zrozumiałam błąd i kiedy chciałam do niego pojechać to był z inną. Z laską,z którą rywalizowałam o niego. Odpuściłam sobie go. Miałam parę dni zamulania,ale teraz jest dobrze. I zaczęłam nabierać dobre kontakty z byłym chłopakiem Lukiem. Kojarzysz? Byłam z nim tu parę razy. To właśnie On rywalizował z Harry'm. Pokłócili się przez mnie,ponieważ Luke coś mu obiecał a tego nie zrobił "przecież jej o broni i narkotykach nie powiem helloł?" i nasza znajomość kwitła i kwitła. Zmieniła się starą miłość. Znowu stanowiliśmy związek. Tak na próbę. Wszystko było Okej. Dopóki w to wszystko wtargnął Harry i dużo się dowiedziałam przypadkowo"bo tak było?" Dowiedziałam się,że Emma była u innego kolegi cały czas w Londynie,nawet nas obserwowała. I dziś rano była rozprawa,która miała dojść do zrozumienia,albo ja się opiekuje Alex albo Ona. I przegrałam. Ona za to wygrała. Młoda nie była zbytnio zachwycona, nie ukrywajmy ja również. Rozmawiałam z Emmą, tzn. Przyszła do mnie do mieszkania po rzeczy siostry. Przeprosiła mnie, wszystko wytłumaczyła,ale nad jej osobą muszę się poważnie zastanowić. I wszystko w Londynie strzelił chuj. Przepraszam za słownictwo Babciu-spojrzałam na kobietę. - Luke mnie oszukał nie chcę,żadnego kontaktu z nim. Harry też. Emma też i co ja miałam tam robić? Zbliżały się święta jak co roku u was jestem i stwierdziłam,że wole już dziś przyjechać niż czekać aż pięć dni zanim tu dotrze Tata,o niczym oczywiście nie wie,ale zamierzam mu powiedzieć.- wzięłam łyk kawy i spojrzałam na babcie,która układała sobie wypowiedz w głowie. Zaraz coś mądrego poleci..
- Meg kochanie. U nas możesz być ile chcesz.. A co do tego co mi powiedziałaś. Luke znam to dobry chłopak,ale Harry? Nie widziałam go nie poznałam. Nic nie wiem na jego temat tylko od Ciebie. Nie mogę określić jaki jest. Rozumiem masz dwadzieścia jeden lat. Jesteś młoda. Ale może był dojrzały i chciał tego? Dużo jest starszy?
- Rok.-położyłam ręce na gorącym kubku.
- No właśnie tylko rok. Sama nie wiem..A co do Emmy? Nie spodziewałam się po niej tego. Żeby was tak oszukać? A znała Harry'ego? i Luke?
- Tak znali się nawet "kumplowali"- zaakcentowałam.
- Ehh. czyli pomogli jej? A co do Alex. Dobrze,że wróciła. Wybacz,że tak mówię,ale wolałabym mieszkać z siostrą.
- Też tak uważam, zrozumiałam w drodze do was. Nie potrzebnie składałam tą rozprawę do sądu. Cóż było i minęło.
- A co do Harry'ego. Może Emm kazała mu tobą i Alex się zaopiekować? Może wcale nie chciał? A się zakochał? Nie wiesz jak było?
- Wydaje mi się,że masz racje babciu. Mam jeszcze jedno pytanie?
- Mów śmiało?
- Czy twoi przodkowie nie byli zamieszani w  czarowników?
- Czemu?
- Nie wiem? Sama odpowiedź Wróżko! - puściłam oczko a kobieta się zaśmiała.
- Ubrałem!!- krzyknął dziadek wchodząc do kuchni.
- A światełka na dworze?
- Już świecą od wczoraj.- dodała babcia.
- To ja pójdę na górę się rozpakować.
- Na ile przyjechałaś?
- Nie wiem? Może do wiosny, lata? Może na zawsze?
- A co z życiem w metropolii? - zdziwił się dziadek.
- Nie ma już sensu. Tu jest życie. - posłałam mu uśmiech,a On tylko coś szepnął do babci.
Pewnie zdziwiła go moja reakcja,ale na razie chcę tu zostać. To jest jedno z najlepszych miejsc na ziemi. Tu urodził się mój Tata. W tym domu. Parę kilometrów dalej Mama, chociaż nie znam dziadków i nigdy już nie poznam. Umarli jak Mama była mała. Wniosłam na górę jedną z walizk. Rozejrzałam się dookoła. Pokój ten sam. Nic się nie zmieniło. No może oprócz na poręczy czerwonych światełek z powodu zbliżających się świąt Bożego Narodzenia.
Podeszłam do dużej drewnianej szafy na końcu pokoju zaraz przy biurku i ściany,na której wisiały ramki z moimi rysunkami.
- Tu masz drugą i jakiś karton.- usłyszała głos dziadka.
- Dziękuje.- posłałam mu buziaka ruchem dłoni.
- Cieszę się,że jesteś. Bo ja już nie mogę jeść tych pierników zaraz bedę mieć brzuch jak św.Mikołaj.
- Faktycznie niech wnuczka przytyje.
- Ktoś musi!
- Cicho! Jeszcze Tata przyjedzie!- odpowiedziałam słysząc śmiech dziadka,który schodził na dół.

Przez następną godzinę rozpakowywałam się do szafy. Przebrałam się na dżinsy i kolorowy w wzorki bawełniany sweter. Zbiegłam na dół widząc ubierającego się dziadka.
-Gdzie jedziesz?
- Na jarmark. Chcesz jechać?
- Pytasz? się? Zawsze i wszędzie! A na jarmark tym bardziej!- uradowana wciągnęłam beżowe emu i granatową kurtkę (Ubranie).
Wyszliśmy na dwór. Zawiało mroźnie powietrze z dodatkiem śniegu. No zima hu hu ha! Nie wiem czy tu do przyszłej wytrzymam!Wsiadłam do czarnego najnowszego mercedesa,którego dostał na urodziny od Syna(czyli mojego Ojca).Dziadek tak jak Tata kochał super fury! I pewnie dlatego babcia za dziadka wyszła,bo jeździł starym mercedesem carbioletem. Nie no żart. To najlepsze małżeństwo!
Ruszyliśmy. Wyjechaliśmy z tej dróżki pokrytej lodem a później śniegiem. Dookoła tłum ludzi szło w jednym kierunku na rynek a dokładnie na Jarmark. Co roku odkąd pamiętam są zbierane pieniądze na rzecz miasta i potrzebujących,którzy nie mają gdzie spędzić Wigilii. Miło z ich strony. Dlatego lubię tam jeździć. Parę minut później podjechaliśmy na parking gdzie samochodów stało muuultum. Wyszłam z auta. Przestało padać.
- Za dwie godziny się tu widzimy!
- Okej dziadku!- odpowiedziałam i każdy ruszył w inną stronę.
Spacerowałam między stoiskami. Dokoła każdy chciał coś sprzedać. Czy to jedzenie czy zabawka byle co! A każdy chciał kupić. Prezent dla Taty już mam i dla dziadka też. Została babcia. Myślałam o jakimś ładnym wisiorku,ale żadnego nie znalazłam. Usiadłam przy pustym stoliku. Rozglądałam się dookoła. Nikogo nie znałam. Nagle poczułam ciepło na lewym rękawie,aż gorąco i słowo przepraszam.
Spojrzałam w górę i ujrzałam wysoką fioletowoniebieską dziewczynę o ładnych ciemnych oczach.
- Ja na prawdę przepraszam..- podałam mi chusteczki.
- Wszystko w porządku.
- Daj mi pięć minut. Zaraz się odwdzięczę.
- Okej.-zgodziłam się.
Siedziałam w ciepłej kawiarni czekając na tą nieznaną dziewczynę. Wyglądała na miłą.Nagle przed mną znalazły się dwie filiżanki ciepłej czekolady.
- Cześć i sorry za tamto jestem Gemma. - podała dłoń.
- Megan miło poznać.
- Jesteś chyba nie z stąd? Nie kojarzę cię coś.. - posłała uśmiech.
- Przyjechałam z Londynu do dziadków.
- Niech domyślę się do Palvinów?
- Yy.. No tak. Skąd wiedziałaś?
- Mój kumpel Patrick opowiadał mi,że jakaś dupa do nich wjechała.
- Hah? - zaczęłyśmy się śmiać. - Ty tu pracujesz?
- Ta.. dorabiam. Gemma szef cię woła.- podszedł do nas wysoki napakowany chłopak.
- To ta twoja dupa co przyjechała do Palvin'ów Megan to Patrick.- podał mi dłoń.
- Cześć.- dodał.- Hej.-odpowiedziałam.- Skąd wiedziałeś kim jestem?.
- Znamy się dobrze,ale chyba mnie nie pamiętasz.
- Patrick młodszy brat Bill'a.-twarz mi zbladła i robiło mi się duszno.
Dawno nikogo nie widziałam z rodziny Billa. Bardzo dawno. Patrick miał zaledwie piętnaście lat. Matko ale świetnie wygląda.
- Jesteś zły pewnie na mnie.
- Nie Megan.. To nie jest twoja wina. Rodzice ci już moi mówili. To on zrobił nie ty.
- Ale przez mnie.
- O czym tak gadacie? Widzę,że się poznaliście.
- Ta..- rzekłam.- Będę chyba lecieć.- dodałam.
- Megan co robisz jutro wieczorem?- spytał chłopak.
- Nic raczej.
- O 19 będę po ciebie, rozerwiesz się.
- Skąd wiesz,że chce się bawić?
- Widzę.- dodał.
Czy ja aż tak źle wyglądam?
- Okej..- zdziwiła się Gemma.
- To do jutra?- pomachałam im i wyszłam.
Bardzo się ciesze i nie do końca. Czemu to akurat Patrick? Zawsze go lubiłam,a przez mnie ich życie umarło całkowicie. Szłam w stronę samochodu,gdy nagle ujrzałam stoisko z biżuterią.
- Przepraszam ile te złote serduszko? - spytałam starszą kobietę.
- Dwadzieścia funtów.- dodała.
- Biorę!- podałam kobiecie pieniądze.
Było to delikatne średnich rozmiarów serduszko,które pod choinkę dostanie babcia ode mnie. Myślę,że będzie się jej podobać. Lubi nosić łańcuszki. Idąc dalej zobaczyłam dziadka,który stał już przy samochodzie.
- Coś kupiłeś?
- A ty?
- Może?
- Ja też.- posłał mi uśmiech.
Ahh te nasze charaktery. Mamy całkiem te same. Identyczne! Odpalił czterokołowca a Ja podkręciłam ogrzewanie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od 37 rozdziału będzie opisywanie perspektywy Harry'ego i Megan :) Jednocześnie,aby nie przynudzać.
Miłego czytania i do next weekend'u :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz