poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 37 - Muszę ją znaleźć.

Weszłyśmy do domu,w którym było chyba całe miasto. Z tego co kojarzę to jesteśmy u Kevina? Chyba tak. Gemma ciągnąc mnie za rękę zatrzymując się  przy dwóch chłopakach. Obydwoje mieli na sobie bejsbolówkę z imieniem drużyny i podpisem "Holmes Chapel" z dodatkiem wielkiego złocistego lwa z otwartą paszczą. Tyle zdołałam ujrzeć zanim odwrócili się w naszą stronę. Jeden z nich był brunetem bardzo wysoki i zbudowany a drugi czarnowłosy nieco niższy i również napakowany.
- Kevin ,Lucas to Megan. - poczułam ich wzrok na sobie i uśmiech,który widniał na ich twarzy.
- Miło poznać.- dodałam.-Nam również.- odpowiedział z tego co wiem Kevin.
- Jak się wam podoba moja impreza?- dopowiedział biorąc łyk jakiegoś alkoholu z kieliszka.
- Może być jak co miesiąc niczym się nie różni.- rzekła niebieskowłosa jakby ją to mało obchodziło i trochę ją już to nudziło.
- W kuchni macie alkohol poczęstujcie się dziewczyny.- pokazał palcem,gdzie mamy się udać.
- Dzięki za info Luca..- chwyciła moją dłoń i ruszyłyśmy do kuchni.,gdzie było mnóstwo ludzi. Siedzieli na stołach, na krzesłach. Pijani czy jeszcze trzeźwi. Młode laski z gołymi tyłkami kręciły się przy napaleńcach a im tylko jak zwykle zależało na jednym. Nie rozumiem dzisiejszej młodzieży. Sama chyba jeszcze się zaliczam do tej grupy,ale mam na tyle rozumu,żeby w wieku piętnastu lat nie stracić dziewictwa. Chore to wszystko.
Zatrzymałyśmy się przy wysepce,która do każdego kanta blatu była wypełniona napojami z procentami. Znalazłyśmy dwa plastikowe kubki w kolorze zielonym nalewając do pełna wódkę i do tego wcisnęłyśmy trochę limonki. Aleee będzie siekiera!
- Jak się bawić to na maxa!-krzyknęła Gemm przybijając sobie nawzajem w kubek.
To teraz się zacznie....



Harry

Było dosyć późny wieczór. Właśnie przed chwilą opuściłem firmę. Nie mam ochoty siedzieć przez najbliższe dni w biurze męcząc się papierami. Ciągle czuje,że kupka ważnych kartek się powiększa a powinno być na odwrót. To jakieś szaleństwo. Gdyby nie Ojciec i gdyby mnie w to nie wrobił miałbym inne życie. Bardziej normalne. Może powinienem to rzucić? Przecież Tata nie żyje zostawił mnie z tym sam. Wolał się zaćpać i niczym się nie przejmować. Cały On. Od trzech lat muszę sobie radzić jakoś. Sam jak palec. Inaczej by było jakbym miał inny charakter. Zawsze stawiam na swoje i nigdy nie pozwalam wpierdalać się innym w nie swoje sprawy i od innych nie potrzebuje żadnej pomocy. Zatrzymałem samochód pod domem Hemmings'a. Od paru dni nie pojawił się w firmie. Dobrze pamiętam,kiedy mówił,że z tym kończy. Super,fajnie. Ale tak naprawdę nie przyjechałem do niego po to,aby wrócił. Nie potrzebuje go. Przyjechałem po to co z nim dzielę. Megan. Wysiadłem z samochodu zapinając na zamek kurtkę. Jest strasznie zimno. Rok temu zima stanowczo była łagodniejsza. Wspiąłem się po schodkach i zadzwoniłem naciskając dwa razy na dzwonek. Odwróciłem się tyłem do drzwi patrząc jak wygląda wieczór na osiedlu. Wszystkie domy zapadły w spokój. Zero ludzi na ulicy a lamy,które są rozstawione co jakiś metr. Nagle słyszę dźwięk otwierania frontowych drzwi i jednocześnie odwracam się widząc Luke. Poprawia swoją grzywkę patrząc na mnie ze zdziwieniem. 
- Hoł Hoł.. wpuścisz mnie?
- Chyba pomyliłeś adresy..- przymknął drzwi.,jednak mu to nie umożliwiłem stawiając buta między futryną a ramą drzwi. 
- Sprawa jest.
- Jaka zaś? Wiesz,że nie wrócę do pracy jak na tą chwilę. Mam zaliczenia na studiach. 
- Jezu.. Nie chodzi o to. Nie tylko liczy się dla mnie praca. To wpuścisz mnie? 
- Niech zgadnę zaczyna się na M a kończy na AN? 
- Bingo.- odparłem,kiedy zapraszał mnie do środka. Położyłem kurtkę na komodzie i następnie wszedłem do salonu,gdzie stały dwa opakowania po pizzie i dobre cztery puste puszki po piwie.
- Nieźle się bawisz?
- Spierdalaj Styles.- wybuchnąłem śmiechem.- Do rzeczy. Co chcesz od Megan? - zabrał pudełka z stolika i puste puszki po alkoholu. 
- Hmm. Może planuje ją znaleźć a ty mi pomożesz?
- Hmmm. A może nie?
- Wiesz gdzie dziadki Megan mieszkają?
Spojrzał na mnie siadając naprzeciw na sofie. 
- Haha.. I co jeszcze może numer domu?
- Czyli wiesz?
- Może.
- No to wiesz. - odparłem. - I mi powiesz.
- Nie koniecznie.
- Hemmings nie wkurwiaj mnie co ci zależy? 
- Nie ma takiej opcji.
- Czemu?
- Co ty jeszcze od niej chcesz? Nienawidzi cię, co oczekujesz rozgrzeszenia? 
- Nie nic nie oczekuje. Chcę ją zobaczyć i powiedzieć,że ją kocham. 
- Ups. A co by się stało jakbym też tak zrobił?
- Nie wkurzaj mnie.. Podaj ten cholerny adres i nic od ciebie nie chcę.
- Nie podam ci. Przykro mi. Chyba czas odwiedzin dla ciebie się skończył. 
- Nie wyjdę dopóki mi nie powiesz.
- Nie ma takiej opcji..- wstałem wychodząc na korytarz.
- Wyobraź sobie,że ją też kocham. I to ja założę sobie z nią rodzinę,będziemy mieć dzieci żyjąc szczęśliwie bez Ciebie.
- Nie był bym do tego taki pewny. - z całej siły uderzyłem go w szczękę z pięści. - Masz zbyt szybkie plany na przyszłości. Trochę ci je pokomplikuje. - zacząłem schodzić ze schodów wcale się nie oglądając za nim.
- Aa. Zapomniałem.- odwróciłem się.- Nie masz szansy na powrót.Przykro mi.- posłałem mu lekki uśmiech widząc jak wstaje podpierając się o futrynę. 
- Pieprz się Styles!!- krzyknął kiedy wsiadałem do samochodu. 
Jak ja lubię to robić. I jeszcze mu. Uwielbiam mu uprzykrzać życie. Mojemu głównemu rywalowi,który nigdy nie odpuści. Włożyłem kluczki do stacyjki i po chwili ruszyłem kierując się do domu.Jednak zanim tam dojadę muszę wykonać telefon. Wyciągnąłem iPhone wybierając numer Siostry. Uśmiechnąłem się widząc nasze wspólne zdjęcie robione rok temu na Sylwestrze.


Megan


Siedziałyśmy na tarasie popijając dalej ten sam kubek bez żadnej popitki! Czuję już szum w uszach i głupawkę,która mi się włącza. Patrząc na koleżankę,wyglądamy podobnie. 
- Mam dosyć a ty?
- Też.- odpowiedziałam.- Dużo ci zostało?- dopytywałam się.
- Trochę.A tobie?
- Też.- uśmiechnęłam się.Zobaczyłam jak Gemma wyciąga telefon i z zdziwieniem patrzy na ekran.
- Co mama dzwoni? Odbierz bo może szlaban dostaniesz.- zaczęłam się śmiać. - Nie,nie.. Starszy Brat..
- Cześć..- rzekła do telefonu oddalając się trochę od mojej postaci. Zeszła z tarasu idąc w kierunku końca ogrodu. Cały czas obserwowałam postaci dziewczyny dopóki z powodu ciemności zniknęła.
- Megan prawda? - odwróciłam się widząc jednego z dwójki,z którą przywitała mnie Gemm.
- Tak. A ty Kevin?
- Gospodarz imprezy.- poklepał się po piersiach z dumą. 
Śmieszne.
- Bardzo ładnie wyglądasz. A tak w ogóle skąd jesteś? Nie kojarzę cię z stąd?
- Przyjechałam do dziadków.
- Aaa Palvin?
- Skąd znasz moje nazwisko?
-Wszyscy o Tobie mówią.
- Co?
- Wiesz to małe miasteczko każdy się zna..- opowiadał akcentując.
- Sorry,że wam przerywam,ale muszę porwać Megan.- zobaczyłam przed sobą dziewczynę o niebieskich włosach.
- Już idziecie? 
- Nie,nie tylko do toalety.-posłał nam uśmiech,kiedy zniknęłyśmy wchodząc do środka domu.
- Oczywiście,że idziemy. Tylko nam zostanie znaleźć Patricka.
- Hmm. Na pewno go znajdziemy w takiej małej grupce.-spojrzałam z sarkazmem na grupę liczącą chyba z tysiąc.
- Pewnie tak.- dodała.- Coś się stało?- zapytałam.
- Zdenerwował mnie brat. 
- Umm. Możesz się wyżalić jeśli zechcesz?. 
- Jasne,dzięki mogę wpaść jutro na plotki?- skierowała do mnie pytanie,kiedy przemieszczałyśmy się między ludźmi.
- Jeszcze się pytasz?- odpowiedziałam. Czuje z Gemmą dużą więź mimo,że znamy się nie całe trzy dni. Jest to bardzo miła dziewczyna i jeśli oczekuje pomocy czy się zwierzyć chętnie jej pomogę. Nagle ujrzałam chłopaka,którego szukaliśmy całującego się z jakąś blondynką.
- Patrcik idziemy.
- Nie!-odkrzyknął z powodu głośnej muzyki.- Muszę najpierw zaliczyć.
Spojrzałyśmy się na siebie. 
- Okej. Jutro widzimy się w pracy! -odkrzyknęła i wyszłyśmy z domu zamykając drzwi. 
Mroźne powietrze spowodowało gęsią skórę mimo,że miałam kurtkę. Znowu zaczął padać śnieg. Idąc ulicą ujrzałam wysokiego w czarnym płaszczu chłopaka z głową pełną loków. Znieruchomiałam. To On. Co on tu robi? Jak mnie znalazł. Zobaczyłam jego uśmiech. Stałam jak wryta a Gemma coś mówiła do mnie,abym się ruszyła. Nie umiałam. To przez niego. 
- Meg co jest?!! Chodź!
- Harry? - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka,który nas minął i wcale go nie przypominał.
- Przepraszam..- szepnęłam. Pomyliłam się a go naprawdę widziałam to On. Harry Styles człowiek, który udawał prawdziwą miłość. Spojrzałam na Gemmę,która patrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Chyba za dużo wypiłaś.
- Chyba.- rzekłam.- To ja zadzwonię ci po taksówkę.- wyciągnęła telefon.


Kilkanaście minut później zajechałam pod dom. Kierowca taksówki wysadził mnie pod bramą. Podałam mu pieniądze i wysiadłam z pojazdu. Idąc do domu myślałam o tym co zrobiłam na środku ulicy z chłopakiem. Dlaczego to właśnie On. Nie kocham go już. Nie zasługuje na miłość nikogo. Żadna nie zasługuje na Niego. Jest człowiekiem z żelaznym sercem. Otworzyłam drzwi. Zostawili je otwarte. Hmm. pomyśleli. Wchodząc zamknęłam je na klucz i rozebrałam buty oraz kurtkę. Następnie wzięłam z kuchni szklankę oraz znalazłam w szafce w rogu jakieś whisky,które były już otwarte. Zabrałam butelkę pod pachę idąc na górę. Kiedy chwilę później znalazłam się na górze położyłam na biurko alkohol siadając na skórzanym fotelu. Zapaliłam małą lampkę przy biurku. Następnie otwierając szafkę ujrzałam czerwony karton,którzy przyjechał ze mną z Londynu. Przysunęłam go bliżej siebie i następnie otworzyłam. Na wierzchu było zdjęcie moje z Lukiem a zaraz pod nim rysunki Harry'ego. Momentalnie położyłam je na biurku i otworzyłam butelkę napełniając cieczą szklankę. Podniosłam kartkę papieru widząc rysunek chłopaka. Wzięłam łyk i odłożyłam szkic. Dlaczego tak właściwie uległam? Czemu zakochałam się w całkiem innej postaci? Przecież Styles ma dwa wcielenia? Gdyby nie parę jego niewłaściwych zachowań pewnie byliśmy dalej razem. Tak naprawdę to dziekuje,że poznałam go taki jaki jest. Co by było za parę lat? Kiedy byśmy się pobrali, mieli rodzinę i buntującego,złego Harry'ego? Cieszę się,że tak nie jest. Jestem wolna. Nic nie muszę,nic od nikogo nie oczekuje. Wszystko zależy ode mnie. Nie potrzebuję nikogo. Sama zaoferuje sobie szczęście. 

" Jeszcze będziesz mi dziękować Harry"


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Do 18 lipca rozdziały będą dodawane co tydzień co weekend. Jak to było do tej pory. Ale od 19lipca-08 sierpnia jestem na obozie i na wakacjach w tych dniach nie będą dodane rozdziały.. 
Pozdrawiam i już chyba dziś mogę życzyć miłych wakacji :)

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział:36 - Święta tuż,tuż..

Harry

Siedziałem przy biurku przeglądając rozpiskę ostatnich wywozów towaru na Wschód. Sprawdzałem każdą kwotę i odbiorcę czy wszystko się zgadza. Mamy 19 Grudnia za parę dni jest Wigilia. Od paru dni niczym innym się nie przejmuje tylko kasą. Robota i hajs. Nic innego. Nie dzwoniłem do Mamy ani do Siostry od dobrych trzech tygodni. Pamiętam jeszcze,że wspominałem o wspólnym przyjeździe do nich z Megan. A tu chuj.. Nie wiem gdzie jest. No dobra u dziadków. A dziadkowie jej mogą mieszkać  w Hiszpanii, w Szkocji, w Chinach czy w Stanach albo w Anglii. Nie wiem. Nie pytam. Po co? Nie chce mnie znać. Nie mogę teraz tracić głowę dla niej. Nie mogę myśleć o niej. Megan odeszła zostawiając czyste konto w Londynie jednocześnie mnie nienawidząc. Trudno. Luke ma to samo. Wiem dobrze,że od samego początku ją dalej kochał. I kocha tak samo jak Ja. Między nami rywalizacja ucichła z powodu,że Meg nie ma. Pragnąłbym spotkać się z nią. Powiedzieć:Wesołych Świąt czy dać drobny upominek. Chcę,ale nie mogę. Bo nie wiem gdzie jest. Z resztą? Nic to już nie da. Nie kocha mnie. Zobaczyła mnie od tej innej , złej,mrocznej strony.
- Cześć.- usłyszałem dźwięk zamykania drzwi i damski głos.
Podniosłem głowę zza papierów widząc brunetkę,która wygodnie usiadła na skórzanym fotelu.
- Cześć Emma.- posłałem jej delikatny uśmiech,aby spierdalała z stąd. Nie mam czasu na pierdolenie głupot,jak to zwykle robiliśmy.
- Możemy pogadać?
- Jeśli chcesz rozmawiać,że nie masz co ubrać na Wigilię to nie dzięki.- odpowiedziałem wpatrując się w dokumenty.
- Chodzi o Megan.- spojrzałem na dziewczynę i położyłem stertę kartek na biurko.
- Więc?
- Wiedziałam.
- Do rzeczy Emm.! Zaraz jest kolejny transport.
- Pamiętasz co mi obiecałeś?
- Chyba tak.
- To tak czy nie?
- Możesz przypomnieć?- próbowałem udawać,że nie pamiętam.
- Ehh.- westchnęła.- Wtedy kiedy "uciekłam" ze szpitala.- zaakcentowała.- Spytałam się Ciebie czy zaopiekujesz się Alex i Megan. Nie chciałam angażować Luke,bo by się skapnęła o co biega, a Ciebie nie znała.I wtedy powiedziałam,abyś je pilnował,opiekował i chronił. Obiecałeś,że tak zrobisz.
- No i tak się stało? W czym problem? Emma nie mam zamiaru wracać do twojej jebniętej przeszłości. Wyjdź.
- Poczekaj.. Nie do końca zrobiłeś tak jak obiecywałeś.
- Co?- zdziwiłem się patrząc na koleżankę. Chwila? Jeździłem co dziennie pod kamienice patrząc co robi jakaś Laska. Fakt była ładna. No i jest.
- Zakochałeś się w niej,a tego nie było w umowie.
- A co zabraniasz?
- Skrzywdziłeś ją.
- Wiem.
- Wiesz? Hallo Styles!? Wiesz? Super zero satysfakcji. Człowieku powinieneś za nią pobiec.
- Oświadczyłem się jej.
- I później zdradziłeś z Kate. Hmm. Inteligentny Harry Styles.
- Wyjdź.
- Nie rozumiesz?! Myślisz,że mało przeszła? Nie mogę teraz jej pomóc przez ciebie Idioto. Ty mnie w to wjebałeś.
- Ja? Hahhah. Śmieszna jesteś.Potrzebowałaś pieniędzy to jak miałem ci pomóc. Tylko w taki sposób. W ogóle pytałem się ciebie dwa razy czy w to wchodzisz i dwa razy odpowiedziałaś Tak. Więc w czym problem?
- Ale przez ciebie ćpałam. Sam mnie do tego zmusiłeś. Człowiek handlu musi sprawdzać to co handluje. Nie pamiętasz?
- Boże, sam byłem zjarany trzeba było mi przyjebać i powiedzieć,że nie i koniec. Osądzasz mnie o coś co było ponad rok temu. Śmieszna jesteś.
- Teraz bym była z Alex i Megan. A dzięki tobie to się zjebało.
- Słuchaj Mała..- podszedłem do dziewczyny.- Zrozum zakochałem się jak idiota. Dalej ją kocham. Gdyby nie ty nie poznałbym jej. Dziękuje za to. Ale zrozum To co mówisz to nie mój problem a Twój. Nie jestem twoim przyjacielem tylko Szefem. I teraz wypierdalaj do roboty albo idź do domu do Alex i weź urlop ,bo nie mogę ciebie już dziś słuchać.
Spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem. Byłem mega wkurzony. Osądza mnie o coś co tak naprawdę, no może i miało miejsce,ale niech mnie nie osądza. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy. A to,że zjebałem swój związek to mój problem a nie Jej. Emma podniosła się z fotela i ruszyła do drzwi,które po chwili zamknęła z hukiem.
Odwróciłem się przejeżdżając ręką po włosach w stronę okna,które rozciągało się przez całą ścianę. Padał śnieg, wiał wiatr, pięćset metrów dalej widać zielony las. Próbowałem się uspokoić,ale nie umiałem..Wziąłem papiery,które zamachem ręki zrzuciłem na podłogę.
- Kurwa!-krzyknąłem na całe pomieszczenie.
Zapadła martwa cisza. Dalej stojąc przodem do biurka i okna słyszę ponowne otwieranie drzwi.
- Harry? Przyjechali.
Odwróciłem głowę widząc Dave.
- Już idę.- Zabieram czerwoną teczkę i wychodzę z biura.
Jestem zdenerwowany. To minus dla nas. Mogę się nie dogadać z kierowcą.
- Co ci Emma zrobiła?- dopytał,kiedy wychodziliśmy na dwór.
- Powiedziała,że wszystko co w jej życiu złe się stało to moja wina.
Spojrzał na mnie kręcąc przecząco głową.


Megan

Siedziałam na łóżku pakując dla Babci prezent. Złoty wisiorek włożyłam w czarne pudełko owijając czerwonym papierem. Do tego na małej karteczce orginalnie piszę "Babcia",gdy nagle widzę wspinającego się Dziadka po schodach. Momentalnie wrzucam prezent pod kołdrę kiedy mężczyzna się zbliża.
- Kochanie ktoś do Ciebie.
Zerwałam się z łóżka widząc małą czarną walizkę,która stoi w holu. Będąc na ostatnich stopniach widzę mężczyznę,który jest moim Ojcem.
-Tata!- krzyczę jak pięciolatka,która widziała ostatnio swojego Ojca dwa miesiące temu.
- Cześć.- całuje moje czoło jednocześnie obejmując mnie w pasie.
- Słyszałem,że przegrałaś.- spojrzałam na niego.- Babcia mi powiedziała.
- Babciu..- spojrzałam na kobietę,która źle się poczuła,z wiadomością,że się wydało.
- Przepraszam..samo wyszło.
- Wybaczam.
- Masz coś jeszcze w samochodzie?- spytał Dziadek.
- Prezenty,ale to za kilka dni się je wyciągnie.Mamo zrób ciepłą herbatę,a ja pójdę pogadać z córką.-Kobieta kiwnęła głową a my udaliśmy się do salonu.
Pokój był w ciemnych kolorach takich jakie babcia lubiła. Czekolada. Tak! Ściany były biało-czekoladowe. Na lewo były wielkie szklane drzwi z wyjściem na taras,które tymczasowo zagradzała choinka. Zaraz obok nich był kącik roślin Babci. Jeszcze duża biała sofa, dwa fotele w tym samym kolorze. Po drugiej stornie wielki stół gościny, w drugim kącie pianino i cała ściana w ramkach ze zdjęciami.Usiedliśmy na sofie. Tata wziął pilota,aby ściszyć wiadomości,które przekazywał telewizor wiszący przed nami na ścianie.
- Jak się czujesz?
- Udaje,że jest dobrze.
- Męczy cię ta sprawa?
- Nie.. Tak naprawdę czuję się jakby jej wcale nie było.- pokiwał głową.
- Więc co?
- Życie mnie męczy.
- Głębiej?
- Druga połówka...
- Aaa. Problemy sercowe. Wiesz,że jestem kiepski w tym.- spojrzał z uśmiechem z nie udanym żartem.
- Wiem. Niestety.
- A co się stało?
- Zacznę od Harry'ego. Oświadczył mi się.
- Naprawdę? I co wyjdziesz za niego w tak młodym wieku? Megan,...
- Daj mi skończyć.- uspokoiłam Ojca.- Nie przyjęłam ich. Kiedy po paru godzinach zrozumiałam,że może jednak chcę.. To pojechałam do niego a on już zabawiał się z inną. Później po krótkim czasie zaprzyjaźniłam się z Lukiem.
- Hemmings'em? Twoim ex?
- Ta.. Kumpluje się z Harry'm i niestety często go widywałam. I kiedy zepsuło się z Harry'm narodziła się stara miłość z Hemmings'em. Ale nie trwała zbyt długo. Ponieważ mnie oszukał.
- Jak oszukał..??- spojrzał Tata za mnie.
Odwróciłam głowę widząc Babcie,która szła z tacą, gdzie miała herbaty i pierniki i Dziadka,który stał oparty o futrynę wszystko pewnie słuchając.
- Okazało się,że Emma wcale nie opuściła Londyn. Zamieszkała u kolegi. Obserwowała nas każdego dnia. Nie rozumiem jej. Nie mogła przyjść? Po co się bawiła w kotka i myszkę? Przecież wiedziała,że cały Londyn szukał Alex. Mogła mnie pocieszysz. Potrzebowałam jej. A wczoraj rozmawiałam z nią po całej sprawie.
- Kiedy?
- Była u mnie po ubrania Siostry. Niestety zamieniłyśmy parę zdań. Chciała,abym jej wybaczyła. Nie umiem tak po prostu. Może kiedyś.. Ale nie jestem co do niej przekonana.
- A co z Alex?
- Nie wiem.. Nie była zachwycona. Była tak naprawdę zła na mnie,że musi mieszkać z Emmą.
-Rozumiem.Słuchaj..- położył dłoń na moim prawym ramieniu.
- Nie znałem Harry'ego. Nie wiem czy na Ciebie zasłużył. Gdyby była Mama pewnie coś ci mądrego doradziła. Ja mogę ci powiedzieć tyle. Zostań tu na jakiś czas. Tu znajdziesz jakieś miejsce,gdzie wszystko ze spokojem sobie przemyślisz. Zrozumiesz sens życia.- Wstał podchodząc do stołu po gorące herbaty.
- Tato? A miałeś kiedyś takie sytuacje w życiu,aby się zastanowić nad sensem życia?
- Oczywiście..
- Na przykład?- podał mi czerwony kubek.
- Na przykład myślałem o wyjeździe z stąd. Tu mieszkałem ponad dwadzieścia pięć lat. Kiedy urodziłaś się myśleliśmy nad wyjazdem. Zacząłem chodzić na jeziorko tam na wzgórze. Przesiadywałem tam kilka godzin dziennie myśląc czy warto się wyprowadzić.
- I się wyprowadziłeś.
- Zrozumiałem parę rzeczy,dla których warto żyć.
- To znaczy?
- Głównym powodem byłaś Ty. Twoja edukacja,lepsze życie, lepsze warunki.
- Czyli gdyby nie ja? To byś tu dalej mieszkał z Mamą?
- Pewnie tak.- szepnął kiedy obydwoje usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Zerwałam się podając kubek Tacie. Szybkim krokiem wyszłam z pokoju idąc korytarzem a nastepnie otworzyłam drzwi.
- Cześć.- zobaczyłam Patricka z Gemmą.
- Hej.- zdziwiłam się.
- Niech zgadnę zapomniałaś?- dodała niebieskowłosa.
- Zapomniałam.-przyznałam jej rację.- Tata przyjechał, zagadałam się z nim. Nawet nie wiedziałam,że jest już dziewiętnasta. Przepraszam was. Ale chyba nie dziś.
- Nie no spoko.- odpowiedzieli.
- Kochanie kto przyszedł?- chwycił mężczyzna klamkę stając obok mnie.
- Dobry wieczór.- odpowiedzieli razem.
- Planujesz gdzieś wyjść?
- Chciałam,ale przyjechałeś więc zmieniły się plany.
- Chwila? Chyba żartujesz? Miałem być tu dopiero za trzy dni. Więc mnie tu nie ma. Nie widzisz mnie..- zażartował wycofując się.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Kocham za to Ojca. Zawsze wie jak i kiedy się zachować. Zawsze mu to wychodzi.
- To dacie mi dziesięć minut? Wchodźcie. Nie będziecie stać na dworze.- zaprosiłam dwojga do środka.
Babcia wyjrzała i od razu przywitała się z nimi.
- Skąd ich znasz?- zdziwiłam się.
- Patrick to sąsiad a Gemmy babcia chodziła ze mną do Liceum.
Pokiwałam głową myśląc jaki świat jest mały.. Albo jakie małe jest to miasteczko. Weszliśmy po schodach do góry.
- To twój pokój?
- Tak.- powiedziałam odpowiadając Gemmie.- Zrobili mi go dziadkowie jak miałam dziesięć lat.
- Dalej malujesz?- spytał chłopak kiedy szukałam bluzki.
- Ta... nawet studiowałam malowanie artystycznio-techniczne.
- Studiowałaś? To już nie studiujesz?
- Przerwałam..- rzekłam z myślą,że nie będzie dopytywał. I tak było. Dzięki bogu.
- Jejku ale ślicznie..- odwróciłam głowę widząc ich dwojga oglądając każdy obrazek.
- Niektóre są bardzo stare.- uśmiechnęłam się.
- Masz świetny talent.
Nie chciało mi się dłużej szukać i po prostu wyciągnęłam granatową koszulę w czerwoną kratkę. Zostawiłam do tego ciemne dżinsy(*Ubranie*).
 Przejechałam dwa razy szczotką po włosach a resztę ułożę rękami. Usta przejechałam beżową pomadką i zabrałam na dół czarne liny. Schodząc ze schodów zaczęłam śmiać się z Gemmy,która chce abym ją namalowała nago.
- Oszalałaś?
- Czemu nie?- dodał chłopak.- Chętnie pomogę..
- O której będziesz?-spytał Tata kiedy ubieraliśmy się.
Spojrzałam na niego z miną"wtf" Mam dwadzieścia lat.
- Żartowałem. Jutro widzimy się przy śniadaniu. Miłej zabawy dzieciaczki!!- odprowadził nas zamykając drzwi.
Zapięłam kurtkę czując niską temperaturę. Obstawiam,że jest minus dziesięć.Na całe szczęście nie sypie śnieg i nie jest,aż tak ślisko.
- To co do Kevina?
- Tak do Kevina.- odpowiedziałam,chociaż nie wiedziałam jak ten koleś wygląda.
- Przecież go Kochanie nie znasz?- uśmiechnęła się dziewczyna.
- Ale chce do niego iść.- zaczęłyśmy się śmiać idąc w kierunku miasta.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Z powodu,że w weekend mnie nie ma. Rozdział jest już dziś:)
Miłęgo czytania gołąbeczki :)

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział:35 - Jarmark w Holmes Chapel.

Wysiadłam z taksówki z miną "wow". Dookoła leżało po metr śniegu w Londynie jest max dziesięć centymetrów. Podałam pieniądze mężczyźnie i ruszył zostawiając mnie samą przy bramie dziadków. Wcisnęłam guzik"tzn.dzwonek". Stałam i tupałam z zimna,aż w końcu podszedł dziadek biorąc karton. Ja natomiast zabrałam ze sobą dwie największe jakie miałam walizki w domu. Wchodząc do ciepłego domku czuć było od kilometra jedzenie i to nie byle jakie a BABCI!! Mniam,mniam!! Zostawiłam swoje rzeczy i przytuliłam dziadka i następnie babcie,która stała w brudnym fartuszku od mąki.
- Jak się cieszymy,że znowu nas odwiedziłaś. A czemu sama?- Babcia jak zwykle musiała zacząć od tysiąca pytań.
- Wszystko zaraz powiem.
- To ja może pójdę po choinkę? - dodał dziadek znikając z kuchni.
- Coś się dziecko dzieje?
- Nie, to znaczy.. Nie wszystko OK.- posłałam niby ciepły uśmiech,ale wiedziałam,że Ona nie odpuści z nią nie wygrasz..
Usiadłam na krześle naprzeciw staruszki nalewając do filiżanki ciepłą kawę. Spojrzałam na Babcie,która oczekiwała wyjaśnień.
- Megan.. mów.
- Zacznę od początku.- wszystko chcę powiedzieć oprócz tej całej Mafiozy Style'sa.- Rozstałam się z Harry'm. To ci już mówiłam. No i wróciliśmy do siebie, oświadczył mi się. Ja odrzuciłam,później zrozumiałam błąd i kiedy chciałam do niego pojechać to był z inną. Z laską,z którą rywalizowałam o niego. Odpuściłam sobie go. Miałam parę dni zamulania,ale teraz jest dobrze. I zaczęłam nabierać dobre kontakty z byłym chłopakiem Lukiem. Kojarzysz? Byłam z nim tu parę razy. To właśnie On rywalizował z Harry'm. Pokłócili się przez mnie,ponieważ Luke coś mu obiecał a tego nie zrobił "przecież jej o broni i narkotykach nie powiem helloł?" i nasza znajomość kwitła i kwitła. Zmieniła się starą miłość. Znowu stanowiliśmy związek. Tak na próbę. Wszystko było Okej. Dopóki w to wszystko wtargnął Harry i dużo się dowiedziałam przypadkowo"bo tak było?" Dowiedziałam się,że Emma była u innego kolegi cały czas w Londynie,nawet nas obserwowała. I dziś rano była rozprawa,która miała dojść do zrozumienia,albo ja się opiekuje Alex albo Ona. I przegrałam. Ona za to wygrała. Młoda nie była zbytnio zachwycona, nie ukrywajmy ja również. Rozmawiałam z Emmą, tzn. Przyszła do mnie do mieszkania po rzeczy siostry. Przeprosiła mnie, wszystko wytłumaczyła,ale nad jej osobą muszę się poważnie zastanowić. I wszystko w Londynie strzelił chuj. Przepraszam za słownictwo Babciu-spojrzałam na kobietę. - Luke mnie oszukał nie chcę,żadnego kontaktu z nim. Harry też. Emma też i co ja miałam tam robić? Zbliżały się święta jak co roku u was jestem i stwierdziłam,że wole już dziś przyjechać niż czekać aż pięć dni zanim tu dotrze Tata,o niczym oczywiście nie wie,ale zamierzam mu powiedzieć.- wzięłam łyk kawy i spojrzałam na babcie,która układała sobie wypowiedz w głowie. Zaraz coś mądrego poleci..
- Meg kochanie. U nas możesz być ile chcesz.. A co do tego co mi powiedziałaś. Luke znam to dobry chłopak,ale Harry? Nie widziałam go nie poznałam. Nic nie wiem na jego temat tylko od Ciebie. Nie mogę określić jaki jest. Rozumiem masz dwadzieścia jeden lat. Jesteś młoda. Ale może był dojrzały i chciał tego? Dużo jest starszy?
- Rok.-położyłam ręce na gorącym kubku.
- No właśnie tylko rok. Sama nie wiem..A co do Emmy? Nie spodziewałam się po niej tego. Żeby was tak oszukać? A znała Harry'ego? i Luke?
- Tak znali się nawet "kumplowali"- zaakcentowałam.
- Ehh. czyli pomogli jej? A co do Alex. Dobrze,że wróciła. Wybacz,że tak mówię,ale wolałabym mieszkać z siostrą.
- Też tak uważam, zrozumiałam w drodze do was. Nie potrzebnie składałam tą rozprawę do sądu. Cóż było i minęło.
- A co do Harry'ego. Może Emm kazała mu tobą i Alex się zaopiekować? Może wcale nie chciał? A się zakochał? Nie wiesz jak było?
- Wydaje mi się,że masz racje babciu. Mam jeszcze jedno pytanie?
- Mów śmiało?
- Czy twoi przodkowie nie byli zamieszani w  czarowników?
- Czemu?
- Nie wiem? Sama odpowiedź Wróżko! - puściłam oczko a kobieta się zaśmiała.
- Ubrałem!!- krzyknął dziadek wchodząc do kuchni.
- A światełka na dworze?
- Już świecą od wczoraj.- dodała babcia.
- To ja pójdę na górę się rozpakować.
- Na ile przyjechałaś?
- Nie wiem? Może do wiosny, lata? Może na zawsze?
- A co z życiem w metropolii? - zdziwił się dziadek.
- Nie ma już sensu. Tu jest życie. - posłałam mu uśmiech,a On tylko coś szepnął do babci.
Pewnie zdziwiła go moja reakcja,ale na razie chcę tu zostać. To jest jedno z najlepszych miejsc na ziemi. Tu urodził się mój Tata. W tym domu. Parę kilometrów dalej Mama, chociaż nie znam dziadków i nigdy już nie poznam. Umarli jak Mama była mała. Wniosłam na górę jedną z walizk. Rozejrzałam się dookoła. Pokój ten sam. Nic się nie zmieniło. No może oprócz na poręczy czerwonych światełek z powodu zbliżających się świąt Bożego Narodzenia.
Podeszłam do dużej drewnianej szafy na końcu pokoju zaraz przy biurku i ściany,na której wisiały ramki z moimi rysunkami.
- Tu masz drugą i jakiś karton.- usłyszała głos dziadka.
- Dziękuje.- posłałam mu buziaka ruchem dłoni.
- Cieszę się,że jesteś. Bo ja już nie mogę jeść tych pierników zaraz bedę mieć brzuch jak św.Mikołaj.
- Faktycznie niech wnuczka przytyje.
- Ktoś musi!
- Cicho! Jeszcze Tata przyjedzie!- odpowiedziałam słysząc śmiech dziadka,który schodził na dół.

Przez następną godzinę rozpakowywałam się do szafy. Przebrałam się na dżinsy i kolorowy w wzorki bawełniany sweter. Zbiegłam na dół widząc ubierającego się dziadka.
-Gdzie jedziesz?
- Na jarmark. Chcesz jechać?
- Pytasz? się? Zawsze i wszędzie! A na jarmark tym bardziej!- uradowana wciągnęłam beżowe emu i granatową kurtkę (Ubranie).
Wyszliśmy na dwór. Zawiało mroźnie powietrze z dodatkiem śniegu. No zima hu hu ha! Nie wiem czy tu do przyszłej wytrzymam!Wsiadłam do czarnego najnowszego mercedesa,którego dostał na urodziny od Syna(czyli mojego Ojca).Dziadek tak jak Tata kochał super fury! I pewnie dlatego babcia za dziadka wyszła,bo jeździł starym mercedesem carbioletem. Nie no żart. To najlepsze małżeństwo!
Ruszyliśmy. Wyjechaliśmy z tej dróżki pokrytej lodem a później śniegiem. Dookoła tłum ludzi szło w jednym kierunku na rynek a dokładnie na Jarmark. Co roku odkąd pamiętam są zbierane pieniądze na rzecz miasta i potrzebujących,którzy nie mają gdzie spędzić Wigilii. Miło z ich strony. Dlatego lubię tam jeździć. Parę minut później podjechaliśmy na parking gdzie samochodów stało muuultum. Wyszłam z auta. Przestało padać.
- Za dwie godziny się tu widzimy!
- Okej dziadku!- odpowiedziałam i każdy ruszył w inną stronę.
Spacerowałam między stoiskami. Dokoła każdy chciał coś sprzedać. Czy to jedzenie czy zabawka byle co! A każdy chciał kupić. Prezent dla Taty już mam i dla dziadka też. Została babcia. Myślałam o jakimś ładnym wisiorku,ale żadnego nie znalazłam. Usiadłam przy pustym stoliku. Rozglądałam się dookoła. Nikogo nie znałam. Nagle poczułam ciepło na lewym rękawie,aż gorąco i słowo przepraszam.
Spojrzałam w górę i ujrzałam wysoką fioletowoniebieską dziewczynę o ładnych ciemnych oczach.
- Ja na prawdę przepraszam..- podałam mi chusteczki.
- Wszystko w porządku.
- Daj mi pięć minut. Zaraz się odwdzięczę.
- Okej.-zgodziłam się.
Siedziałam w ciepłej kawiarni czekając na tą nieznaną dziewczynę. Wyglądała na miłą.Nagle przed mną znalazły się dwie filiżanki ciepłej czekolady.
- Cześć i sorry za tamto jestem Gemma. - podała dłoń.
- Megan miło poznać.
- Jesteś chyba nie z stąd? Nie kojarzę cię coś.. - posłała uśmiech.
- Przyjechałam z Londynu do dziadków.
- Niech domyślę się do Palvinów?
- Yy.. No tak. Skąd wiedziałaś?
- Mój kumpel Patrick opowiadał mi,że jakaś dupa do nich wjechała.
- Hah? - zaczęłyśmy się śmiać. - Ty tu pracujesz?
- Ta.. dorabiam. Gemma szef cię woła.- podszedł do nas wysoki napakowany chłopak.
- To ta twoja dupa co przyjechała do Palvin'ów Megan to Patrick.- podał mi dłoń.
- Cześć.- dodał.- Hej.-odpowiedziałam.- Skąd wiedziałeś kim jestem?.
- Znamy się dobrze,ale chyba mnie nie pamiętasz.
- Patrick młodszy brat Bill'a.-twarz mi zbladła i robiło mi się duszno.
Dawno nikogo nie widziałam z rodziny Billa. Bardzo dawno. Patrick miał zaledwie piętnaście lat. Matko ale świetnie wygląda.
- Jesteś zły pewnie na mnie.
- Nie Megan.. To nie jest twoja wina. Rodzice ci już moi mówili. To on zrobił nie ty.
- Ale przez mnie.
- O czym tak gadacie? Widzę,że się poznaliście.
- Ta..- rzekłam.- Będę chyba lecieć.- dodałam.
- Megan co robisz jutro wieczorem?- spytał chłopak.
- Nic raczej.
- O 19 będę po ciebie, rozerwiesz się.
- Skąd wiesz,że chce się bawić?
- Widzę.- dodał.
Czy ja aż tak źle wyglądam?
- Okej..- zdziwiła się Gemma.
- To do jutra?- pomachałam im i wyszłam.
Bardzo się ciesze i nie do końca. Czemu to akurat Patrick? Zawsze go lubiłam,a przez mnie ich życie umarło całkowicie. Szłam w stronę samochodu,gdy nagle ujrzałam stoisko z biżuterią.
- Przepraszam ile te złote serduszko? - spytałam starszą kobietę.
- Dwadzieścia funtów.- dodała.
- Biorę!- podałam kobiecie pieniądze.
Było to delikatne średnich rozmiarów serduszko,które pod choinkę dostanie babcia ode mnie. Myślę,że będzie się jej podobać. Lubi nosić łańcuszki. Idąc dalej zobaczyłam dziadka,który stał już przy samochodzie.
- Coś kupiłeś?
- A ty?
- Może?
- Ja też.- posłał mi uśmiech.
Ahh te nasze charaktery. Mamy całkiem te same. Identyczne! Odpalił czterokołowca a Ja podkręciłam ogrzewanie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od 37 rozdziału będzie opisywanie perspektywy Harry'ego i Megan :) Jednocześnie,aby nie przynudzać.
Miłego czytania i do next weekend'u :)

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 34 : Wszystko miało być inaczej..

Dzień jak dzień. Dla jednych zwykły dla mnie kolejny- beznadziejny dzień. Od kilku, może kilkunastu dni nie mam kontaktu z światem. Zakupy robi Ann z Alex a ja perfidnie obijam się w domu oszukując samą siebie i cały świat wokół mnie. Chore.. Oczywiście musiałam wyspowiadać się Ann,bo bym chyba umarła. Wszystko się potoczyło zbyt szybko, bardzo za szybko. To znowu dziś widzę "ekipę" w pełnym składzie. Dziś jest tym najcudowniejszym dniem, w którym spotykam się z Emm przed sądem. Dziś się prawdopodobnie rozstrzygnie co będzie z opieką nad Alex. Od rana jestem na lekach,który podtrzymują mnie na duchu. Za mną siedzi parę osób : Harry, Luke, Dave,Ann i ta suka Kate,która się spóźniła. Obok mnie blada Alex a troche troche dalej Emma i jej prawnik. Wszystko mnie dobija. Serce już chce wylecieć jeszcze chwila i to się stanie. Nagle sędzia wszedł na sale a wszyscy wstali. Poprawiłam białą koszulę i spojrzałam na Alex. Teraz ogłoszą to co chce każda z nas usłyszeć. Mężczyzna zajął miejsce i otworzył wielką brązową kartotekę i zabrał głos. Kątem oka widzę zdziwioną i zadowoloną Emmę. Spoglądam na sędzie a moje serce rozpada się jak kryształki.
- Opieka należy się pannie Emmie..- podniósł głowę facet,gdy nastolatka jak maratończyk opuściła sale. Odwróciłam się za nią,krzyknęłam nic nie dawało. Spojrzałam na wszystkich zachowanie. Dave momentalnie pobiegł, Harry patrzył z Lukiem na mnie miną grobową a laska z tyłu śmiała się pod nosem. Chciałam jak najszybciej z stąd uciec. Nic nie zrobiłam..
 A starałam się. Bardzo. Wszystko miało być inaczej..Alex. Przepraszam.
- Mogą państwo się rozejść.- dodał mężczyzna i ruszyłam jak piorun.
Widziałam startującego na ukos w moim kierunku Styles'a,którego zignorowałam ruchem ręki.
Otworzyłam drzwi widząc naprzeciw brunetkę z blondynem,który jej wszystko dokładnie tłumaczył. Podchodząc położyłam dłoń na ramieniu Dave,aby nas zostawił.
- Wiesz,że chciałam inaczej.- spojrzałam na zapłakaną twarz dziewczyny.
- Wszystko wyglądałoby inaczej.. Pewnie...- odepchnęła mnie.
- Ej? Czekaj..
- Megan dziękuje za wszystko.- spojrzała na mnie stojąc obok siostry.
- Dzwoń kiedy będziesz chciała. - zobaczyłam ostatni raz jej brązowe oczy i to w dodatku zapłakane.
Usiadłam na krześle i zaczęłam płakać nie zwracając uwagi na to czy ktoś się mną zainteresuje czy nazwie mnie idiotką. To już całkiem nie miało sensu. Za pięć dni wigilia a ja ryczę jak dziecko.
- Weź chusteczkę..- podniosłam wzrok widząc Hemmingsa.
- Nie potrzebuje niczyjej pomocy.
- Chyba jednak się mylisz.
Poczułam,że zajmuje obok mnie miejsce.
- Wiem,że cie źle potraktowałem. Mówię to po raz kolejny i myślę,że ostatni. - dodał,gdy wycierałam makijaż.
- Było, minęło. Chyba nic więcej mnie nie zaskoczy w życiu niż.. nie ważne.- szepnęłam widząc kolejną osobę również w garniaku,która stanęła przed mną.
- Wszystko OK?-podniosłam głowę widząc Harry'ego.
-Płacze ze szczęścia wiesz?
- Będzie dobrze.
- Cholera.. Czy wy nie zrozumiecie tego,że już nie będzie dobrze? Wszystko robiłam dla niej. Wszystko. Jeden dzień zmienił całe moje życie. Dostałam pod opiekę Alex, studia i jeszcze setki innych zajęć. A ona tak jakby odeszła sobie? Śmieszne to. Dla mnie życie w Londynie straciło sens. WYGASŁO.- zaakcentowałam.
Obydwoje spojrzeli na mnie.
- Co ty mówisz?
- Pakuje się i wyjeżdżam. Zaraz.
- Jak to?
- Ty złamałeś mi serce Ty też. Co to za różnica nic mnie nie trzyma. Za 10 lat otworze sklepik z obrazkami będę mieć dzieci, rodzinę i będę dobrze sobie żyć. Żegnam..- wstałam nie patrząc na ich reakcje. Usłyszałam jeszcze ich jakiś krótki dialog,który nie miał tak w ogóle dla mnie znaczenia. Zatrzymałam taksówkę,w którą wsiadłam. Podałam adres taksówkarzowi i ruszyłam pod kamienice.


Minęło dobre piętnaście minut,kiedy znaleźliśmy się na mojej dzielnicy. Zapłaciłam mężczyźnie i wysiadłam. Jak na złość zaczął sypać śnieg. Popchnęłam uliczki i zobaczyłam Emmę pod drzwiami.
- Co tu robisz?
- Przyszłam po rzeczy Alex.
- Rozumiem.
Nie mogłam nic zrobić. Nie chciałam się nawet awanturować. Podam jej tylko rzeczy Młodej i tyle. Weszłyśmy na trzecie piętro jak i do mieszkania. Rozebrałam kurtkę i pokazałam tymczasowy- były pokój Alex.
- Tu jest wszystko Jej.
- Dasz mi 15 minut?
- Jasne.
Obeszłam dziewczynę idąc do kuchni. Usiadłam przy stole i wybrałam numer babci.Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam,aż odbierze.
- Megan? Cześć!
- Cześć Babciu. - spojrzałam na korytarz,gdzie Emma szła w moim kierunku z kartonami i dwiema walizkami.
- Coś się stało?
- Będę dziś wieczorem u was.
- O to super!-ucieszyła się kobieta.
- Na ile przyjeżdżasz? Zostaniesz już do świąt tak?
- Na zawsze Babciu.
- Nie rozumiem.
- Porozmawiamy wieczorem.- przysiadła się do stolika dziewczyna.
- Okej.. To do zobaczenia.- nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
- Możemy porozmawiać?
- A mamy jeszcze o czym?
- Mamy i to na pewno. Zacznę chyba od przeprosin. Możesz mnie nazywać kim chcesz. Ćpunka, Narkomanka, Dziwka. Jak chcesz. Ale wiedz,że nie miałam innej szansy.. Dave mnie do tego zmusił. Obiecał mi jedno,że pomoże wam. I mi też. Wyszłam z tego. Widzisz? Nie ćpam już od ponad dwóch miesięcy. Wciąż gniłam w jego mieszkaniu,abyś się nie dowiedziała. Słyszałam o Alex o tym co zrobiła. Wyobrażam sobie jak się teraz czujesz. Przegrana, smutna i pewnie zła. Zrozum nie chcę cię już obciążać. Ciesz się,że jest tak a nie inaczej. Nie oczekuje od ciebie wielkiej przyjaźni czy powrotu. Ale obiecałam Alex,że porozmawiam z Tobą na temat spotykania się. Nie przeprowadzamy się jesteśmy dalej na starym miejscu. Zapraszamy. Może warto? Może porozmawiamy i naprawimy to co straciliśmy?
- Mam do ciebie prośbę,zadzwoń po taksówkę bo mi się śpieszy. A to co mówiłaś jest...- spojrzałam w sufit i znowu na nią.- Nie ważne.
- Jedziesz do dziadków?
- Ta.. byli smutni jak się dowiedzieli,że ich druga wnuczka jest ćpunką.
- Powiedziałaś im?- podniosła głos kiedy pakowałam ubrania do walizki.
- Oczywiście? Po co kłamać?- odpowiedziałam.
- Superr.- spojrzałam na nią kiedy dzwoniła chyba po taxi.
- Dzień Dobr..- wyszła z pokoju.
Podniosłam się zapinając jedną walizkę,gdy nagle wyleciało czerwone pudełko.
- Już jedzie..Pudełko wspomnień?- poczułam jej drobne ciało za sobą.
- Ta..- rzekłam zamykając je. Czemu ja tak właściwie z nią rozmawiam? Co ona oczekuje Best friends? Chyba? Postawiłam pudełko obok dużej walizki. Po chwili spakowałam się w jeszcze jedną. Emma poszła po Alex torby i razem opuściłyśmy mieszkanie.
- To na jak długo wyjeżdżasz?
- Nie wiem. A co ty taka miła się zrobiłaś?- spytałam kiedy schodziłyśmy ze schodów.
Na parterze popchnęłam frontowe drzwi i zobaczyłam czarną taksówkę,która już czekała.
- Pozdrów dziadków!- krzyknęła kiedy pakowała pudła do bagażnika swojego auta.
- Nie zasłużyłaś sobie na to.- spojrzałam na nią i wsiadłam do samochodu ruszając w stronę stacji kolejowej.
Mam serdecznie dosyć. Żegnaj raz na zawsze Londynie. Wszystko co złe zostawiam tu. A to co dobre jedzie ze mną. Czyli jakaś cześć Luke i Harry'ego też w tym wszystkim się znajdzie. "Żegnajcie chore społeczeństwo" 


----------------------------------------------------------------------

Witajcie!
Podoba się? Komm!
Do next w przyszłym tyg :)
Całusy :3